Ładowanie strony...
17 lutego 2014

Wywiad z mistrzem olimpijskim - Kamilem Stochem

Barbara Gajewska

"Początki zawsze są trudne, nikt z nas nie myślał wtedy o profesjonalnym skakaniu, że będziemy walczyć z najlepszymi. Panu Bogu dziękuję, że tak ciężko mnie doświadcza, a potem jestem mocniejszy" - mówił Kamil Stoch podczas ubiegłorocznego spotkania w naszej szkole. Zapraszamy do lektury wywiadu z podwójnym mistrzem olimpijskim!

Panie Kamilu, przygotowałem kilka pytań dotyczących wiary. Tak jak wspominał ksiądz Edward Pleń opieka Pana Boga jest Panu bliska, gdyż niewątpliwie jest Pan osobą wierzącą. Kto był dla Pana źródłem tej wiary? Kto zaszczepił tę ufność Bogu?

Wiadomo, jak w większości katolickich rodzin to rodzice są takimi promotorami wiary, bo to oni zaszczepiają w nas „zalążki” wiary. To oni prowadzą nas do kościoła, a później wszystko zależy od wychowawców, od otoczenia, w jakim jesteśmy i się wychowujemy. Zależy również od takich ludzi, jak choćby Jan Paweł II, który po prostu w nas, Polakach zaszczepiał coraz bardziej wiarę. Tak to się zaczęło…

Czyli rodzina była początkiem wiary….

Tak… (uśmiech)

Turnieje i zawody narciarskie zwykle odbywają się w weekendy, czyli również w niedzielę. Jak wygląda niedzielna Msza Święta? Czy udaje się Panu systematycznie uczęszczać?

Przyznam się szczerze, że nie jest łatwo być co niedzielę w kościele. Tak jak zostało to już wspomniane, zimą mamy zawody co weekend. Podczas takich zawodów mamy plan bardzo napięty, praktycznie od rana do wieczora jesteśmy zajęci. Wtedy bardzo trudno znaleźć chociażby chwilę, aby pójść do kościoła. Nawet, jeżeli ta chwila jest, to w takich krajach jak Japonia czy w innych orientalnych krajach, ciężko jest znaleźć świątynię. Ale zawsze jest czas na modlitwę, tę wieczorną. Ja modlę się codziennie,staram się rano i wieczorem. Jeżeli nie mam możliwości iść w niedzielę, to zawsze staram się iść w tygodniu do kościoła, przeprosić Pana Boga za to, że nie ma mnie w niedzielę, a podziękować Mu za to, co mogę robić i za każdy dzień, który stawia przede mną.

W jednym z wywiadów powiedział Pan: „Kiedy coś mi się nie udaje, oddaje się pod opiekuńcze skrzydła Pana Boga”. Czy w czasie lotu czuje Pan wparcie Ducha Świętego?

Owszem! Może nie tak dosłownie (uśmiech), natomiast ja zawsze dużo zawdzięczam Panu Bogu. To, co się teraz dzieje w moim życiu to jest zasługa Pana Boga. To, że dostrzegł we mnie moją ciężką pracę i w tym momencie w pewien sposób „otworzył te drzwi” przede mną… w sensie kariery sportowej. Do tej pory, tak jak wspominałem w wielu wywiadach, bywało tak, że był dla mnie trudny okres, nie wszystko wychodziło tak jak chciałem. Ale widocznie Pan Bóg chciał, żebym się jeszcze więcej nauczył, wiele zrozumiał i żebym na ten sukces, który jest mi dany, poczekał.

Kto jest dla Pana świadkiem wiary, „ideałem”, którego należy naśladować?

Ideałem jest i zawsze będzie - w moim sercu i w mojej głowie - Jan Paweł II.

Czy miał Pan okazję spotkać Go kiedyś?

Nie, niestety nie miałem nigdy okazji. Bardzo tego żałuję. Jeżeli miałbym sobie wybrać kogoś, z kim chciałbym się spotkać, to na pewno byłby to Jan Paweł II. Był to człowiek wybitny. Jest to ciągle największy z Polaków, jaki był.

Co należy naśladować idąc za przykładem Jana Pawła II?

Chociażby tę miłość do bliźniego. Miłość i szacunek. Nie wolno się wywyższać ponad kogoś i uważać, że jest się kimś ważniejszym, niezależnie od wyników. Tak naprawdę wyniki – nie tylko sportowe, ale i osiągnięcia, które mamy –są w życiu „przyziemnym” tylko na chwilę. My będziemy rozliczani z czegoś innego…

To prawda… Czy wśród swoich znajomych nie wstydzi się Pan Jezusa?

Nie, nigdy nie wstydziłem się. Byłem na spotkaniu, które odbyło się w Zakopanem w 1997 roku, kiedy Jan Paweł II był właśnie w Zakopanem. Powiedział takie słowa: „żebyśmy nie wstydzili się swojego krzyża”. Oczywiście wskazywał ten krzyż na Giewoncie, natomiast wszyscy wiedzieli, o co dokładnie chodzi. Nie wolno się wstydzić swojej wiary! Wiadomo, nie wolno się wywyższać, nie wolno za nikogo decydować. Ale też nie wolno się wstydzić tego, jakiego wyznania jesteśmy!

Co powiedziałby Pan uczniom naszej szkoły, którzy odkryli w sobie jakiś talent? Czy należy iść do przodu i pogłębiać go?

Oczywiście, że tak! Wiadomo, że są chwile trudniejsze i łatwiejsze. W te trudniejsze trzeba wierzyć w to, że wszystko się uda. Nie można nigdy się poddawać. Trzeba jak najbardziej wierzyć w powodzenie swojej misji! Tyle mogę wam doradzić: ciężko pracować, a przede wszystkim wierzyć w to, że ta praca przyniesie kiedyś efekt. Różnie bywa. Nie zawsze wszystko wychodzi, ale najważniejsze, żebyśmy zawsze wiedzieli, co jest dla nas najważniejsze.

Rozmawiał Jakub Żebrowski; 29 maja 2013

Zapraszamy również do obejrzenia wywiadu na naszym kanale na YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=ZP9tU0evijg&list=PLdkT0yPY848bWQ5XFTQ38…

Jakub Żebrowski