W dniach 30.04.-3.05. grupa turystów wędrowała po Górach Izerskich.
Maria Skurska
6 maja 2014 r.
W dniach 30.04.-3.05. grupa turystów wędrowała po Górach Izerskich.
Pociąg TLK "Śnieżka" przyjechał na stację Łódź Kaliska o 7.40. Tablice informacyjne rezolutnie dodały epitet "opóźniony", co tym razem nie było zgodne z prawdą. Tym razem nasza rezerwacja przewidywała miejsca bardziej wygodne, niż ubiegłoroczny przedział rowerowy, a konduktorzy, ku naszej radości, okazali sięmili,uprzejmi, a nawet dowcipni. Podróż upływała szybko. W międzyczasie pociąg zatrzymał się na 25 minut w pięknym mieście Wrocław, gdzie niektórzy uczestnicy zgłosili zapotrzebowanie na kofeinę. Potrzeba ta została zrealizowana została w legendarnej sieci Starbucks, nieznanej na naszej łódzkiej prowincji.
Do Szklarskiej Poręby dojechaliśmy punktualnie o 15.28, skąd wynajęta limuzyna (czytaj: busik z poprzedniego tysiąclecia) zawiozła nas do Świeradowa Zdroju. Tutaj zaczęła się nasza wędrówka na Stóg Izerski. 2 godziny rozruchu - dla niektórych mało, jednak wspominając zeszłoroczną Równicę zgodziliśmy się, że dystans ten na pierwszy dzień jest w sam raz.
Nasze schronisko okazało się dość zasobne w pokoje (20), za to ubogie w sanitariaty - na tą ilość pokoi przewidziano jedną toaletę i dwa prysznice. Niektórzy podczas kąpieli ze smutkiem patrzyli na ostatnie krople wody ściekające ze słuchawki czekając na nowąporcję wody. Czyści i pachnący zasiedliśmy do kolacji, a potem do trancmisji meczu na cyfrowym kanale TVP1 HD.
Dzień 2
Według daty ważności chleba Michała i Piotra jest dziś 31 kwietnia, lecz w Dzienniku widzieliśmy relację z pochodów pierwszomajowych, wierzymy więc współczesnym mediom (media kłamią - by Piotr.) Rozentuzjazmowani porannym słońcem wzięliśmy krótkie spodenki i przeciwsłoneczne gogle.
Po niejakim czasie Piotr:
a) czerpał wodę z lokalnej rzeczki
b) nielegalnie przeszedł za granicę czeską
W schronisku o egzotycznej nazwie "Chatka Górzystów" znaleźliśmy bogaty księgozbiór, którego nie mogliśmy dotknąć oraz cudowne, duże, aromatyczne, fioletowe naleśniki z jagodami i bitą śmietaną... Nie wzięliśmy ich. Żałujemy do teraz. Zadowoliliśmy się kabanosami, ogórkami małosolnymi, papryczkami i różnymi pasztetami (pytajcie Piotra). Patrząc na zachmurzone niebo nasuwało się konkretne pytanie: idziemy czy zostajemy? Jako jedni z niewielu w chatce poszliśmy, natychmiast wyjmując kurtki przeciwdeszczowe. Niektórzy swymi pomarańczowymi kurtkami robili kryptoreklamę pewnej sieci telefonicznej. O przyjściu do naszego schroniska wyjątkowo załapaliśmy się na prysznic i ciepłą wodę (wodę w ogóle!), następnie zrobiliśmy intelektualny maraton filmowy na kanale TVP ABC - tryumfy święciła „Mama - Nic" z życiową rolą Danuty Stenki. Egzystencja Michała zmieniła się od tej pory diametralnie. Po obiedzie rozerwaliśmy się uprawianiem zaawansowanego hazardu, do którego musieliśmy obmyśleć poważną taktykę. Omawiając bieżące wydarzenia w szkole salezjańskiej, stwierdziliśmy znaczne upolitycznienie Koła Bibliotecznego i biurokratyzację jego struktur.
Dzień 3
Po ciężkiej nocy (nasze schronisko zapełniło się po brzegi turystami wątpliwego pochodzenia) pokój chłopaków został wyrwany ze snu o godzinie 6.40 (telefon od mamy). Większość z nas, w celu odbycia porannych ablucji, musiała wyczekiwać swojej kolejki pod jedyną w naszym schronisku toaletą.
Po śniadaniu wyruszyliśmy na szlak w kierunku Szklarskiej Poręby, który okazał się doskonałym sposobem na spalenie zbędnego tłuszczu – hektolitry błota wymuszały systematyczne zwiększenie kilometrażu poprzez wyszukiwanie coraz to nowych, bardziej suchych dróg alternatywnych. Jednym z etapów na szlaku był punkt widokowy o cieszącej ucho fanów Andrzeja Sapkowskiego nazwie „Wiedźmin”.
Przechodząc koło niektórych głazów („Prawie jak Dolomity!” – by Frau S.) zdecydowaliśmy się na słit-focie grupowe. Znaleźliśmy też nowego przyjaciela – małego pieska czeskich turystów : ).
W Szklarskiej Porębie odkryliśmy niezmienne od lat tradycyjne nazewnictwo ulic, np. ul. Armii Ludowej, Armii Czerwonej, Batalionów Chłopskich lub też Pstrowskiego.
Olśniła nas też nasza nowa siedziba u sióstr zakonnych – było w niej sucho i ciepło, a prysznice działały! Mieliśmy też całe trzy toalety.
Po przewietrzeniu styranych stópek wyruszyliśmy na tzw. shopping, na którym stwierdziliśmy, że sprzyja nam dziś szczęście- o włos uniknęliśmy burzy gradowej jak i długaśnej kolejki w sklepie dyskontowym Netto, na pizzę czekaliśmy całkiem krótko, a podczas jej konsumpcji przeczekaliśmy największy deszcz.
U piekarza kupiliśmy dobry chleb i już nie możemy doczekać się jutrzejszego śniadania (w związku z niewystarczalną wielkością pizzy i/lub łakomstwem niektórzy postanowili nie odkładać napoczęcia świeżego chleba do jutra).
Przez całą drogę do domu Ola i Ania były żywo pochłonięte dyskusją na temat polskiej piłki siatkowej i najnowszej kadry („jak to nie powołano Kuby Jarosza?!”).
Dzień 4
Po otwarciu oczu pierwsze, co zobaczyliśmy, to zimowy krajobraz (ok, niektórzy po przebudzeniu zobaczyli kotarę). No dobra – ziemia przyprószona była trochę śniegiem.
W końcu doczekaliśmy się śniadania złożonego ze świeżego chleba : )!
Nasza dzisiejsza wycieczka pierwotnie zakładała wjazd wyciągiem na Szrenicę. Zaczęliśmy jednak powoli zmieniać zdanie… Najwcześniejszym impulsem był pierwszy krok za próg domu (+ 2 stopnie, mokra, gęsta mgła). Potem doszły nowe argumenty: -3 stopnie na górze, mokre krzesełka oraz cena konkurująca z opłatą za wjazd koleją linową na Kasprowych Wierch. Spontanicznie zmieniliśmy więc nasze plany, postanawiając przyjrzeć się wodospadowi „Kamieńczyk”. W celu zapewnienia turystom maksimum bezpieczeństwa, Karkonoski Park Narodowy wyposażał w kaski. Nudny tłum zielonkawych, hełmów rozjaśniła nam Ola swoim błękitnym nakryciem głowy ; ). Pod „Kamieńczykiem” strzeliliśmy sobie kolejną porcję słit-foci (takie tam z wodospadem). Następnie, by wyrównać poziom kaloryczny (oraz poziom zadowolenia z życia) udaliśmy się do cukierni. Nie przewidzieliśmy, że 80% przyjezdnych w Szklarskiej Porębie postanowiła przeczekać brzydką pogodę w ten sam sposób, dlatego po wejściu do lokalu intensywnie wlepialiśmy wzrok w dobrze rokujące stoliki, co jakiś czas wznosząc okrzyk „o, ci wychodzą!”.
Następnym doniosłym wydarzeniem było znalezienie przez Michała długo poszukiwanego przez cały wyjazd znaczka pocztowego, jednakowoż mógł być on kupiony wyłącznie w pakiecie z pocztówką (wliczony podatek za robociznę i ślinę).
Po powrocie do domu pierwszą czynnością było nastawienie telewizora na kanał TVP ABC; dzisiejszy odcinek Smurfów zapowiadał się dramatycznie, jednak pomimo chwil grozy – wiedzieliśmy, że Papa Smurf zaradzi nawet w najgorszych sytuacjach. Liczyliśmy na kolejny odcinek „Mamy – Nic”, lecz niestety to nie było nam dane (od czego są klasowe maratony filmowe : )?). Zamiennikiem „Mamy – Nic” okazał się „Dinozaur Pimpuś”. Zniecierpliwiona Frau S. chciała zakończyć nasz seans, jednak Michał wykazał się doskonałym refleksem i prawdziwym heroizmem, chroniąc pilota i naszą dziecięcość przed ostateczną zagładą.
Potem znów postanowiliśmy uskutecznić gry hazardowe – tradycyjne makao i kości na zakończenie wyjazdu.
Nasz obiad odbywał się pod znakiem „każdy sobie”, czyli niektórzy kanapki, niektórzy „Gorące Kubki”, niektórzy kisielki. Jak zwykle z rozmarzeniem wspomnieliśmy nieodżałowane naleśniki z jagodami. Podczas jedzenia uczyliśmy się historii Polski w wykonaniu Kabaretu Moralnego Niepokoju.
Nasz rajd izersko-karkonoski dobiegł końca. Udaliśmy się na dworzec w Szklarskiej Porębie na pociąg „Karkonosze”. Czas oczekiwania na odjazd skracaliśmy sobie wymyślaniem szczwanych planów – jak by tu wizualnie zatłoczyć nasz przedział, by uniknąć dodatkowych pasażerów? Śpiewamy „Dinozaura Pimpusia”? Udajemy idiotów? Wystawiamy buty jednego z uczestników przed drzwi?
Paradoksalnie – wieczór integracyjny odbył się w pociągu powrotnym do Łodzi; opowiadaliśmy sobie historie życia, nie pomijając nawet nazwisk wychowawców ze szkoły podstawowej ; ).
Na stacji Łódź Kaliska czekali już na uczestników stęsknieni najbliżsi (no chyba, że przez cały wyjazd z rodziną się nie rozstawali, jak niektórzy).
Wyjazd uznaliśmy za udany – baterie doładowane przed ostatnią, intensywną częścią roku szkolnego przed wakacjami.
Ania S.
fot. MS
dotarliśmy do Szklarskiej Porębyw drodze na Stóg Izerskiodpoczynek na trasienasze schronisko na Stogu IzerskimAnia i Ola na Stoguodpoczynek na trasieszlismy wzdłuż granicyPiotr postanawia przekroczyc granicęmęska część grupypobór wody ze strumieniaw Chatce Górzystówkrajobraz po burzyporanny widok ze Stogu Izerskiegow drodze do Szklarskiej Porębyodpoczynek w trasieszlak prowadził przez torfowiskana szlakuto nie Dolomity wbrew pozoromMichał w kapelusikudotarlismy w Karkonoszezima w majuz wodospadem Kamieńczyka w tle