Obóz rowerowy Goniądz

Tradycyjna wakacyjna kronika. Zapraszamy do lektury rodziców, przyjaciół i tych, których za nami tęsknota ściska.

Maria Skurska

8 lipca 2016 r.

Tradycyjna wakacyjna kronika. Zapraszamy do lektury rodziców, przyjaciół i tych, których za nami tęsknota ściska. Dzień 1 (4.07.2016) Dziś wszyscy się spotkaliśmy. Z Łodzi i Głoskowa do Mińska przyjechaliśmy. Po uroczystej modlitwie prawie na Litwę pojechaliśmy. Jednak w Goniądzu się zatrzymaliśmy, do ośrodków porozchodziliśm i w końcu przepyszny obiadek zjedliśmy. Wracając do ośrodków – to jest temat nie dylemat. Więc powiem ci od razu koleżanko, kolego, są dwa ośrodki, zamiast jednego. Po wspomnianym wcześniej obiedzie, poszliśmy tam, gdzie ks. Ryszard nas wiedzie. Wybraliśmy się na spacer – o to tu chodzi, przynajmniej z tą myślą nikt się nie rozwodzi. Więc chyba tyle, cóż można rzec, na razie rozpalamy ten wycieczkowy piec. Mimo, że wszyscy są zmęczeni, na nową przygodę są nastawieni. Dzień 2 (5.07.2016) Dziś wszyscy wcześniej wstali, mimo, że bardzo twardo spali. Na śniadaniu nazbieraliśmy energię i masę, jak najszybciej wyruszyliśmy w trasę. Zanim jednak odjechaliśmy, filharmonię rowerów wysłuchaliśmy. Gdy wyjechaliśmy, to w upale błądziliśmy. Nikt się jednak nie usmażył, chociaż o wodzie każdy marzył. Gdy do lasu nas poniosło błotnistą trasą rowerową, wszyscy o sufit carskiego bunkru zahaczali głową. Ten dzień był wspaniały, każdy był wytrwały. Szczególnie ks. Ryszard wytrzymać nie mógł , każdy go z dala od wody próbował trzymać. Jednak ksiądz i tak wszedł, zaczął pływać jak młody, aż wszyściutkie kaczki uciekły z wody. Obiadem i kolacją ten dzień zakończyliśmy, na koniec do wody wszyscy wskoczyliśmy. Jednak zanim wszyscy poszli spać, ksiądz powiedział: „chodźcie na boisko grać”. Na meczu siatkówki wszyscy zostali, po zbijaku i koszykówce już przysypiali. Goniądz od początku szeptał: „Witajcie kochani, jeśli chcecie to, na zawsze zostańcie z nami”. Dzień 3 (6.07.2016) Dziś niektórzy się nie wyspali, pewnie muchy we śnie ganiali. Wkrótce się zachmurzyło, na deszczu niestety w końcu skończyło, jednak potem się rozpogodziło. Niestety nieszczęście nas dogoniło, koledze na trasie dętkę przebiło. Później tragedia przyszła przedwcześnie, „totalne zmęczenie” dotknęło mięśnie. Następnie poszliśmy na obiad bardzo syty, do którego każdy był umyty. Od następnego „zadania” każdy się umywał, kto mógł, kto chciał, ten w rzece popływał. Potem już tylko przepyszna kolacja, a następnie jest pewna „prowokacja”. Nie, no spokojnie, tu chodzi o mecz, okazało się, że to kolejny skecz. Na koniec się wszyscy spokojnie umyli, i do łóżeczek swych „wygodnych” pospiesznie wskoczyli. No i w końcu wszyscy poszli spać, bo nikomu się nie myśli, aby jutro wstać. Dzień 4 (7.07.2016) Dziś wychowawcy nas wyręczyli i świetnym pomysłem nas zaskoczyli. Dzień dzisiejszy był o wiele fajniejszy, jak to mówią smyki: „O wiele lepsiejszy”. Dziś dzień był bez rowerów, nie zabrakło jednak ciekawych numerów. Do Twierdzy Osowiec się wszyscy wybrali, i miło wśród bunkrów czas pospędzali. Poznaliśmy tam dwie opowieści, takie, że aż się nam w głowie nie mieści. Pierwsza była o „Czarnej Damie”, która kładła dłonie na nasze ramię. Podobno to ona zabijała carskich żołnierzy, mimo to nikt w nią za bardzo nie wierzy. Bohaterem drugim był carski porucznik, który wdał się w miłosną zmowę i aby zaznać spokoju, postrzelił się w głowę. Jego duch podobno nawiedza koszary, przez co żołnierze mają koszmary. Po powrocie pyszny obiad zjedliśmy, i już się niczym nie przejmowaliśmy. Chętni po obiedzie do Moniek się wybrali, i potrzebny sprzęt rowerowy tam kupowali. Większość jednak w pokoju została, a potem na spacer w deszczu się wybrała i zabytki Goniądza „chętnie” oglądała. Na koniec już tylko syta kolacja i brudu w łazience anihilacja. No i jeszcze mecz, tu sprawa jest ciekawa, okazało się, że to kolejna zabawa. Ten dzień deszczowy zapowiadał się marnie, jedna zakończył się bardzo fajnie. Dzień 5 (8.07.2016) Dziś do Biebrzańskiego Parku wszyscy się wybrali i po bagnach torfowych pospacerowali. Starsi z przewodnikiem się tam odurzali i rosiczkę malutką fotografowali. Potem parę kilometrów rowerami przejechali i IV Fort Twierdzy Osowiec podziwiali. Tymczasem młodsi na spacer się wybrali, biebrzańską faunę wtenczas oglądali. Po tym „Ptaki polskie” odwiedzili i do obiadu czas tam spędzili. Po obiedzie wszyscy się porozchodziliśmy i w swoich pokojach odpoczywaliśmy. Potem młodsi do bunkrów pojechali, a starsi nad rzeką czas pospędzali. Na koniec już tylko mała kolacja, mycie, dobranoc i senna formacja. Dzień 6 (9.07.2016) Dziś było bardzo sportowo, jednak nikt nie zapłacił za to głową. Cały dzień na rowerach spędziliśmy, i wcale się tym nie zachwyciliśmy. Po dotarciu do Kopytkowa prawie nam odpadła głowa. Gdy na bagna tam weszliśmy, prawie buty gubiliśmy. Nieszczęście wszystkich spotkało i komary nam zesłało. Potem doszły jeszcze ślepaki, które podgryzały wszystkich z naszej paki. Gdy z bagien wyszliśmy, po lasach się szwędaliśmy. Samotność nam nie doskwierała, po drodze nasza grupa łosia spotkała. W końcu z bagien wyszliśmy i w drogę powrotną wyruszyliśmy. Dzień 7 (10.07.2016) Dziś dzień był nadzwyczajny, można powiedzieć bardzo fajny. Dzisiaj była niedziela, święto Pana Zbawiciela. Po sytym śniadaniu modlitwę odprawiliśmy i do Różanegostoku popędziliśmy. Tam na mszy się pomodliliśmy i do autokaru znów wsiedliśmy. Po drodze jeszcze w Suchowoli byliśmy i wszystkie lody tam wyjedliśmy. Później się okazało, co w tej Suchowoli się stało. Była tam Izba Pamięci ze znanym nazwiskiem i miejsce z wielkim, ciekawym obeliskiem. Oczywiście o Jerzego Popiełuszkę tu właśnie chodzi, z tą myślą nikt się nie rozwodzi. No i jeszcze Geograficzny Europy Środek, przy którym unosił się lekki smrodek. Po powrocie pyszny obiad i mały początek obrad. Następnie wszyscy postanowiliśmy i w końcu w rzece się popluskaliśmy. Zamiast kolacji było ognisko i tak się pięknie zakończyło wszystko. Dzień 8 (11. 07. 2016) Dzisiaj znowu było bez rowerów, i znowu nie zabrakło ciekawych numerów. W wodzie dziś kajakowaliśmy i się „troszeczkę” zmęczyliśmy. Do końca trasy dopłynęliśmy i w zimnej wodzie się popluskaliśmy. Po pysznym spaghetti na obiad weszliśmy do pokoju obrad. Tam wszyscy ustaliliśmy, że nad wodę wrócić powinniśmy. Po sytej kolacji trochę pogadaliśmy, na tę przyjemność dużo czasu poświęciliśmy. Potem gry i zabawy były i takim akcentem dzień zakończyły(. Dopowiedzenie (bez wiedzy autora kroniki.) Gratulacje dla całej grupy. Przeciwny wiatr, pęcherze na dłoniach, powolny nurt, niezliczona ilość zielonych przeszkód wodnych, nie zatrzymały nikogo. Dotarliśmy całą grupą do wyznaczonego celu. Ratownicy nie musieli interweniować. A że płynęliśmy pięć godzin zamiast trzech - to inna sprawa. Powód do dumy! Dzień 9 (12. 07. 2016) Dziś dzień był normalny, ani trochę nadzwyczajny. Dziś na rowerach pojeździliśmy, dziwne że do tego ochotę mieliśmy. Znowu podzieliliśmy się na grupy dwie, dlaczego, tego nikt nie wie. Gdy na rowerach tak błądziliśmy, na drzewa w lesie powpadaliśmy. Potem na obiad powróciliśmy i na spokojnie pogadaliśmy. Potem znowu się rozdzieliliśmy i w swoje strony się porozchodziliśmy. Gdy młodsza grupa na rowerach się ganiała, starsza grupa do "Polskich ptaków"się wybrała. Tam obejrzeli film niskobudżetowy, po którym prawie wykręcali głowy. Po kolacji wychowawcy "świetnie" wymyślili, że o dwudziestej będziemy się bawili. Gry i zabawy prowadziliśmy i nieźle się przy nich uchichraliśmy. Potem w głęboki sen zapadliśmy i tak dzień w końcu zakończyliśmy. Dzień 10 (13. 07.2016) Dzisiaj dzień był o wiele nudniejszy, lecz ani trochę mniej śmieszniejszy. Po śniadaniu wszyscy „wymyślili”, byśmy rowery odstawili. I tak rowery spakowaliśmy, i na pakę ciężarówki zanieśliśmy. Potem było wielkie granie, w bilarda i szachy każdy miał mniemanie. Po obiedzie to samo, cóż można rzec, w końcu już robimy pożegnalny wiec. Jednak na koniec piesza wędrówka, to była dla wszystkich tania wymówka. I tak dziś się pakujemy, jutro wyjeżdżamy, o dziwo niezłą uciechę z tego mamy. Dzień 11(14.07. 2016) Dziś krótko i na temat, proszę, nie miejcie do tego dylemat. Dzisiaj byliśmy tylko w podróży, do miejsc, gdzie się nigdy nie chmurzy. Mimo to najlepsza była końcowa obozowa wieczerza, przy niej nie zabrakło pełnego spichlerza. Wychowawcy i tak się „postarali” i dzieciakom płatków żałowali. Zjeść je mogli tylko ci, którzy na tyle duzi byli i 18 lat ukończyli. Prostą drogą jechać „nie mogliśmy”, przez Tykocin objazd znaleźliśmy. Czy zostać? To się nie myśli nikomu, cóż można powiedzieć – nie ma jak w domu. Autor kroniki: Jakub Jedynasty z Głoskowa Bardzo serdeczne podziękowanie dla wychowawców: Teresy Baranowskiej, Mileny Piotrzkowicz, Marleny Rozbickiej, Piotra Bartosiaka i oczywiście niezastąpionego ks. Jakuba Fluksa. Wypoczywajcie sobie przez pozostałe dni wakacji tak wspaniale jak z nami ;) Dziękujemy.

Uczestnicy

Obóz rowerowy Goniądz
Obóz rowerowy Goniądz