Kronika Borne Sulinowo - sezon VIII, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Zwyczajem minionych lat łączymy się z naszymi bliskimi i sympatykami za pomocą kroniki. Miłej lektury :)

Maria Skurska

5 lipca 2015 r.

Zwyczajem minionych lat łączymy się z naszymi bliskimi i sympatykami za pomocą kroniki. Miłej lektury :) DZIEŃ 1 Rano w różnych miejscach tj. w Mińsku Mazowieckim, Łodzi i Głoskowie trochę zamieszania. Mali i duzi z plecakami i walizkami podążali do wyznaczonych miejsc zbiórki, aby wyruszyć w jednym kierunku . Borne Sulinowo to wspólny cel naszej wakacyjnej wyprawy.W połowie drogi na jednym z parkingów spotkały się wszystkie grupy. Euforii, radości nie było końca. Cudownie w końcu było zobaczyć zarówno znajomych z poprzednich wyjazdów, jak i nowe twarze.Po powitaniach wyruszyliśmy w dalszą drogę i około godz. 17:00 dotarliśmy na miejsce.Najpierw rozlokowanie w przestrzennych pokojach nawet 10-osobowych:), potem już wspólna kolacja. Po kolacji spacer wzdłuż jeziora i super atrakcja - plac zabaw, tam nawet dorośli mogli udowodnić że mają dziecięcego ducha .Na zakończenie dnia była pierwsza wspólna Msza Św. i słówko na dobranoc. Chyba jednak nie wszyscy poszli szybko spać... Ciekawe, co czeka nas jutro... DZIEŃ 2 Dzień drugi rozpoczęliśmy pobudką o godzinie 8.00, choć niektórzy wstali wcześniej, aby uczestniczyć we mszy św. Po smakowitym śniadanku rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Młodsi - udali się w 7km trasę, podczas której uczestniczyli w zabawach integracyjnych. Starsi wyruszyli w ponad 30km trasę. W połowie drogi zatrzymaliśmy się nad leśnym jeziorkiem, gdzie część uczestników postanowiła skorzystać z orzeźwiającej kąpieli. Cali mokrzy ruszyliśmy w dalszą drogę aby zdążyć na obiad o godzinie 15.00 Po posiłku wszyscy udali się na pobliską plażę, gdzie mieliśmy czas na kąpiel, zabawę lub odpoczynek. Opaleni i zmoczeni wróciliśmy do szkoły, gdzie jedząc kolację, omawialiśmy popołudniowe wydarzenia. Atrakcjami wieczoru były: mecz piłki nożnej i zbijak. Integrację zakończyliśmy wspólną modlitwą. Po wieczornej toalecie poszliśmy spać, aby nabrać siły na kolejny, pełen wyzwań dzień. DZIEŃ 3 Trzeciego lipca, dnia trzeciego Naszego obozu rowerowego Dzień zaczęliśmy wczesnym porankiem, Najpierw mszą świętą , a potem śniadankiem. Koło dziesiątej, roweru dosiadłszy, W trasę wokół jeziora wyruszył każdy. Po drodze, prócz drzew i widoków szałowych, Zobaczyć można było kilku wojskowych. Asfalt szybko zamienił się w lasek, A tam naszym wrogiem okazał się piasek. Jednak mimo żaru wygraliśmy z problemem I wciąż jechaliśmy kompletem Później było różnie - kamienie, podjazdy, Piasek i upał nie przerwały nam jazdy, Dobre drogi również się zdarzały, A niezłe widoki dech nam zapierały. Był też czas na postój, Sklepik po drodze - wodopój! Niedaleko był pomost, toteż tam poszliśmy, Trochę odpoczęliśmy i popływaliśmy. Na koniec leśna droga, dość trudna, Tyle dobrze że nie była ani trochę nudna, Wkrótce okrążyliśmy jezioro Pile I do domu wróciliśmy w całej sile. Zaraz po obiedzie znów wyruszyliśmy, I na bliskim kąpielisku czas spędziliśmy. Potem kolejny posiłek, kolacja tym razem, A niedługo po niej kopaliśmy gałę. Teraz oglądamy siatkówkę na świetlicy, Polska miała kłopoty, ale to wynik się liczy, 3-2 wygraliśmy z Amerykanami, Dzięki temu ważny turniej przed nami. A ja tak siedzę i piszę relację, Na koniec dorzucę jedną dedykację Dla Tomka Pietrasa, bo to urodziny Jego, Zdrowia, radości, wszystkiego najlepszego! DZIEŃ 4 Dnia sobotniego, po śniadaniu, Wielebny Ks. Dyrektor Ryszard poinformował nas o dwóch sprawach. Po pierwsze oświadczył że po długich namysłach zdecydował się zabrać nas na trasę prowadzącą przez Wielki Bór. Legenda głosi, że każda wycieczka rowerowa spotka się tam z czterema nieszczęściami. I tak się stało. Dwie osoby zaliczyły spotkanie trzeciego stopnia z twardym gruntem, z tego jedna osoba zaliczyła to spotkanie podwójnie. Ostatnią osobę spotkało wielkie nieszczęście w postaci pękniętej dętki od roweru. Jednak wszystko zakończyło się happy end'em. Na razie. Młodsza grupa wyruszyła rowerami nad jezioro w poszukiwaniu innej, ładnej plaży. Po pokonaniu kilku piaszczystych górek, przejściu przez wielką rzekę (szerokość ze 2 metry, głębokość może 15 cm.) po własnoręcznie wybudowanej kładce i długim zjeżdzie z góry, udało się dotrzeć do wymarzonego miejsca. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że mogą tu przyjeżdżać codziennie (tylko 10 km.). Po takich atrakcjach obiadek bardzo wszystkim smakował. Wracając do pamiętnego śniadania, Wielebny poinformował nas jeszcze o jednym miejscu, do którego mieliśmy jechać po obiedzie. Dopiero gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że chodzi o Wielki Jarmark przy Zamku w Siemczynie, zwany przez tamtejszą ludność Dniami Henrykowskimi. Można było natknąć się na pokaz żąglowania flagami, śpiewy chóralne, a także na wybór Miss Małej Księżniczki. Jednak największa atrakcja czekała na tyłach zamku. Otóż, Sir Piotr znalazł na swej drodze zwykłą żabę. Gdy się jej przyjrzał, ta odrzekła, że potrzebuje pomocy. Żaba bowiem była księciem, zaklętym przez złą wiedźmę. Opowiedział, że urok może zdjąć pocałunek pierwszej kobiety, którą spotka Sir Piotr. Ten długo nie musiał szukać. Jego oczom ukazała się Madame Milena - Władczyni Wielkiej Doliny Gremlinów (dzieci z podstawówki). Kiedy się do niej zbliżył, szybko opowiedział historię o zaczarowamym księciu, a następnie ukazał go na swej ręce Madame Milenie. Tej jednak nie obchodził los księcia. Uważała go za najbrzydsze stworzenie, jakie kiedykolwiek widziała. Urażony Książę ostrzegł Madame Milene, że i on, i ona nie zaznają spokoju, dopóki ta go nie obdarzy pocałunkiem. Ta, czując się nieswojo, uderzyła Księcia, zadając mu śmiertelny cios, po czym jak gdyby nigdy nic, uciekła z krzykiem. Powiadają, że jego duch krąży w rzeczach osobistych Madame Mileny, szukając zemsty na swojej morderczyni. Młodsi uczestnicy naszej wyprawy do zamku przeszli kurs pierwszej pomocy, lepienia garnków z gliny i poznawali sztuki walk rycerskich. To jeszcze nie koniec wrażeń ... Po kolacji spacer nad jezioro lub mecz siatkówki tym razem tylko na ekranie a potem już tylko spanie. PS. Chyba nie wszyscy się umyli :) Ciekawe jakie atrakcje czekają nas jutro... DZIEŃ 5 Powiem Ci od razu koleżanko, kolego, Że dziś nie było nic nadzwyczajnego. Jednak dziś była Niedziela, Święto Pana Zbawiciela. Po śniadaniu były normalnie Ogłoszenia parafialne. Po tym także ogloszono, Że Msze Świętą odprawiono. Niedzielne lenistwo wszystkich opętało I nic nam się robić nie chciało. Potem miłe były minki, "Czas odłożyć witaminki! ". Po obiedzie nic nie jest nowe, Idziemy nad jezioro "Pijawkowe". Jednak tam nieczyste siły się pozalęgały, I ludzi prawie na dno powciągały. Nawet gdy na lądzie gorąco było, Nas to wcale nie poruszyło. Jednak nieszczęście i tak się zdarzyło, 50 przysiadów 6 osób robiło. Po kolacji wszystko normalnie, Nic nie poszło dzisiaj na marne. Starsi i młodsi w "noge" grali, I się tam wcale nie oszczedzali. Inna grupa ponownie nad jezioro się wybrała, I przepiękny zachód słońca tam podziwiała. Na koniec wszyscy się pomodlili, I po pokojach się porozchodzili. Chociaż nie wszyscy zadowoleni, Głównie grupa nierozumnych leni. Można powiedzieć koleżanko, kolego, Że dzisiaj nie było nic nadzwyczajnego. DZIEŃ 6 8:15 - Pobudka. Jeszcze zaspani postanowiliśmy się ogarnąć i skierować swoje kroki na śniadanie. Niektórzy jeszcze wstali wcześniej na mszę. 8:30 - Śniadanie. Do jedzenia jak zwykle. Własnoręcznie zrobione kanapki oraz parówki. Do popicia herbata. 9:00 - Do obiadu praca w grupach. Na początku było spokojnie. Gimnazjum miała lekcję ekonomii w supermarkecie, a podstawówka lekcję geografii nad jeziorem. Lecz potem się zaczęło. W pokoju chłopców z gimnazjum totalny chaos. Krzyki, świsty i inne takie. Potem grali jeszcze w makao, przy którym... też były krzyki. W pokoju liceum względny spokój. Po obiedzie - Wyjazd rowerowy. Starsi 36 a podstawówka 26 kilometrów. Jechało się w miarę. W zasadzie tylko kilka razy natknęli się na piaszczyste drogi. Tak to albo po starym, solidnym asfalcie, albon po niesolidnym, nowym asfalcie. Wrzosowiska były piękne. Jak nie w Polsce. Potem wizyta w ruinach poniemieckich i w opuszczonym mieście. W tym samym czasie podstawówka zaliczyła spotkanie z bunkrem, lecz bez latarek. Na końcu drogi doszło do spotkania obu grup. 18:00 - Powrót. Kolacja. Znów kanapki. W pokoju gimnazjalistów kontynuacja chaosu, lecz tym razem i dziewczyny dołączyły. 20:00 - Mecz. Na dworze grupa chłopców, pani Milena i księża jak zwykle starła się w pojedynku w piłkę nożną. Przedstawicielce płci pięknej udało się zdobyć punkt, 22:00 - Sen. To już koniec. Kolejny udany dzień pobytu za nami. Mamy nadzieję, że jutro będzie tak samo udane jak cały wyjazd. DZIEŃ 7 Dzisiaj dzień był nienormalny, Można powiedzieć bardzo fajny. Dziś do Gąsek się wybraliśmy, I chociaż nic tam nie upolowaliśmy, To i tak w morzu się popluskaliśmy. W piasku bawili się duzi i mali, Twierdze i zamki na plaży budowali. Ciekawe były też początki, Gdy wybraliśmy się na "Pamiątki". Ciekawe rzeczy zauważyły tam dzieci, Głównie stos niepotrzebnych rupieci. Ciekawe też były myśli o byt, Gdy wybraliśmy się na latarnii szczyt. Latarni morskiej, co w Gąskach stoi, Co na szczycie każdy się boi, Jednak od dzieci aż tam się roi. Potem na lody żeśmy się wybrali, I tam przygody dzisiejsze opowiadali. Taki był koniec kolejnej przygody, Ale to nie koniec tej cudownej mody. DZIEŃ 8 Dzisiaj park niby zwykły odwiedziliśmy, Lecz tego, co tam było, się nie spodziewaliśmy. Park ten zyskał miano Parku Owadów, Choć można tam znaleźć też grupkę gadów, Lekcje w nim miała podstawówka, Dowiedziała się tam jak wygląda mrówka. Wszystko to dzięki ogromnym atrapom, Które można znaleźć tylko dzięki mapom. Owady te tam ogromnej budowy były, Wielkości XXXL, taki rozmiar dość miły. Pozostali prawdziwą przygodę mieli, Tak zwanym spływem popłynęli. Chodzi oczywiście o słynne kajaki, O których marzył każdy z tej paki. Jednak na spływie się nie skończyło, Chlapanie w wojnę się przerodziło. Każdy, kto mógł, każdy, kto chciał, Koleżankę, kolegę swego ochlapał. Na koniec opowiem o ważnym zdarzeniu, Przy którym każda burza zostaje w cieniu. Burza się taka zerwała, że aż drzewa się wzniosły, "Apokalipsa! " - krzyczy każdy dorosły. Niektórzy misia ze strachu zostawili, Niektórzy nawet klapki gubili. Jednakże potem się rozpogodziło, I wszystko się pięknie skończyło. DZIEŃ 9 Dzisiaj nie było zbyt pogodnie, Nie wyglądało to też modnie. Dopiero po obfitym obiedzie, Pojechaliśmy tam, gdzie Bóg nas wiedzie. "Starsi" do wyrzutni się wybrali, Na rowerach tam pojechali. "Młodsi" z wychowawcami też się tam wybrali, Ale autokarem skubani tam pojechali. Jednak Ci pierwsi odwiedzili niby bunkier atomowy, Ale był to tylko zwykły schron przeciwbombowy. Ci drudzy na wrzosowiska po miodek pojechali, I dla pozostałych przywieźli, aby spróbowali. Następnie wszyscy do magazynu bomb się udali, A w środku się w ogóle nie bali, Chociaż nad przepaścią czterometrową stali. Jednak po wycieczce wesołe były minki, Na kolacje przepyszne pizzerinki. Jednakże dostali je Ci, którzy na tyle odważni byli, Że do tych bunkrów porosyjskich dzielnie powchodzili. DZIEŃ 10 Dnia dziesiątego, od piątkowego poranka zaczęła się wielka sprzątanka. Wszyscy chcieli sprzątać więc zaczęli się trochę krzątać. Tylko co poniektórzy, co w nocy bali się burzy, trochę się nie wyspali i wolno sprzątali. Przed obiadem wszyscy z rowerami się rozstawali, ale młodsi jeszcze 15 km. przejechali. Nasz pobyt pobożnie zakończyliśmy, w Karmelu we Mszy Świętej uczestniczyliśmy. Po kolacji wszystkim podziękowaliśmy, z grupą z Łodzi i Głoskowa się pożegnaliśmy, a potem my wszyscy wyjechaliśmy. Atrakcją wielką podróż nocna była, która o 24.00 w Łodzi, a o 4.00 rano w Mińsku się skończyła. Wszystkim, za wszystko serdecznie dziękujemy. Za rok do Bornego chętnie pojedziemy.

Uczestnicy