Kolonie na Podhalu - relacja Kasi K.

W dniach 4-15 lipca grupa uczniów pod opieką panów: Leszczyńskiego, Michniewicza, Paździora i Zienczyka wypoczywała niedaleko stolicy Podhala. Zapraszam do przeczytania dziennika pobytu.

Marcin Paździor

8 września 2016 r.

W dniach 4-15 lipca grupa uczniów pod opieką panów: Leszczyńskiego, Michniewicza, Paździora i Zienczyka wypoczywała niedaleko stolicy Podhala. Zapraszam do przeczytania dziennika pobytu. Dzień 1 Rano, przed szkołą zebrało się 27 podekscytowanych żądnych przygód młodych ludzi. Szybko zapakowaliśmy bagaże do przyczepki i wsiedliśmy do busika. Od razu po błogosławieństwie ks. Dyrektora wyruszyliśmy na południe Polski. Po niespełna 6 godzinach dojechaliśmy do Ostrowska, małej miejscowości niedaleko Nowego Targu. Po obiedzie i rozgoszczeniu się w pokojach, a właściwie salach lekcyjnych, wspólnie poszliśmy na krótki spacer. Wracając do szkoły nie mogliśmy przejść obojętnie obok lodziarni umieszczonej w urokliwym skwerku. Dzień zakończyliśmy pogodnym wieczorem i modlitwą. Dzień 2 Ten dzień rozpoczęliśmy warsztatami plastycznymi z miejscową artystką. Wprowadziła nas ona w tajniki malowania akwarelami i pilnie czuwała, aby każdy z nas wydobył z tej techniki coś dla siebie. Na wstępie powiedziała nam, iż przekonamy się o tym, że każdy potrafi malować. Przez trzy godziny byliśmy zatem małymi-wielkimi artystami. Po południu pojechaliśmy nad Zalew Czorsztyński by tam odbyć rejs po jeziorze. Pogoda wyjątkowo dopisywała, więc chłód bijący od wody okazał się zbawienny. Relaksowaliśmy się podziwiając piękne górskie widoki. Dzień 3 Dzień ten także rozpoczęliśmy artystycznie. Warsztatów ciąg dalszy! Kolejne trzy godziny pieczołowicie dopieszczaliśmy swoje prace. Do samego końca dotrwali ci najbardziej szczegółowi. Każda kropeczka i kreseczka ma przecież znaczenie w efekcie końcowym. Po tej wymagającej walce z farbami zasłużyliśmy na obiad, a po obiedzie w celu spalenia nadmiaru kalorii poszliśmy na spacer do pobliskiej wsi (Łopuszna). Byliśmy nieco zdezorientowani gdy okazało się, że drogę przecina nam rzeka, ale dzielny i zaradny pan Paździor dowiedział się z zaufanego źródła, iż musimy cofnąć się nieco i wszystko będzie już z górki. I rzeczywiście tak było. Doszliśmy do kościółka w Łopusznej, który był jednym z punktów na szlaku architektury drewnianej. Tam zaczerpnęliśmy sił i wróciliśmy do szkoły. Przed kolacją był czas na sport. Dziewczyny poszły grać w siatkówkę, a chłopcy w piłkę nożną. Ileż było emocji! Wieczorem czekała na nas niespodzianka. Zawitała do nas najprawdziwsza góralska kapela. Powitali nas śpiewając i grając góralskie pieśni. Każdy z nas miał okazję spróbować swoich sił w grze na kontrabasie oraz w tradycyjnym tańcu. Śmiechu i radości było co niemiara. Dzień 4 Pobudka była wyjątkowo wcześnie. Szybko zjedliśmy, ubezpieczyliśmy się w prowiant, gdyż czekała nas wyprawa na Turbacz, najwyższy szczyt Gorców. Szliśmy spokojnie, każdy swoim tempem. Po kilku godzinach męczącej lecz okraszonej cudownymi widokami wędrówce znaleźliśmy się przy schronisku pod samym szczytem. Tam przewidziany był dłuższy postój. Oczywiście nie obyło się bez wszystkim znanej belgijki. Dołączyli się do nas także bracia zakonni ze swoimi podopiecznymi. W dobrych humorach tanecznym krokiem weszliśmy na szczyt. Do szkoły wróciliśmy dość późno, zmęczeni ale szczęśliwi i dumni z siebie. Dzień tradycyjnie zakończyliśmy pogodnym wieczorem oraz modlitwą. Dzień 5 Kolejna dość wczesna pobudka i kolejny dzień pełen wrażeń. Pojechaliśmy do Zakopanego. Odstaliśmy swoje w korkach, lecz w końcu dotarliśmy do Aquaparku. Spędziliśmy tam aż trzy godziny, które minęły w zastraszającym tempie. Wysłuchaliśmy ostrzeżeń ratownika i rozpoczęliśmy wodne szaleństwo. Okazało się, że salezjanie nawet w wodzie potrafią tańczyć belgijkę! Po wyjściu czekał na nas mały podwieczorek. Zjedliśmy wszystko z apetytem i poszliśmy spacerkiem na Krupówki. Tam mieliśmy czas wolny i wspólnie wróciliśmy do busika. Dzień 6 Dzisiaj czekały nas ostatnie godziny warsztatów plastycznych z panią Heleną. Uparci nadal kończyli swoje prace, a pozostali rozpoczęli nowe, tym razem zupełnie inną techniką. Nadal malowaliśmy akwarelami, lecz pędzle były pomocne jedynie przy pokrywaniu tła. Resztę tworzyliśmy dmuchając albo malując palcami. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Po południu pojechaliśmy do Nowego Targu na basen, a stamtąd pan Paździor zabrał nas na najlepsze lody na Podhalu, które dostać można na nowotarskim rynku. Gdyby ktoś miał wątpliwości co do jedzenia lodów, w małej lodziarni można było znaleźć listę dziesięciu powodów, dla których warto jeść ten zimny przysmak. Po południu mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo czasu by odbyć turniej gry w piłkarzyki oraz pograć w siatkówkę czy piłkę nożną. Dzień 7 Niedziela była dniem odpoczynku. Nie przewidziano szczególnych planów. Dostaliśmy jedynie polecenie by czas wolny wykorzystać aktywnie. Zatem przeprowadziliśmy kolejne rozgrywki w piłkarzyki oraz korzystaliśmy ze sportowego wyposażenia szkoły. Po obiedzie pojechaliśmy do Nowego Targu. W pierwszej kolejności pożegnaliśmy jednego z naszych opiekunów, pana Zienczyka i jednocześnie przywitaliśmy pana Leszczyńskiego, który towarzyszył nam od tego dnia. Wizyta w Nowym Targu była równoznaczna z wizytą w najlepszej lodziarni na Podhalu. Tam zastaliśmy długą i zawiłą kolejkę, niemniej jednak warto było odstać swoje. Stamtąd wspólnie poszliśmy do pobliskiego parku. Ci bardziej aktywni wybrali siłownię na świeżym powietrzu bądź rowerki, natomiast leniuchy wygrzewały się w słońcu. Później wróciliśmy do busika, którym pojechaliśmy na mszę do Łopusznej. Dzień 8 Po niedzielnym leniuchowaniu poniedziałek okazał się dniem bardzo aktywnym. Rozpoczęliśmy spływem Dunajca. Byliśmy podzieleni na trzy tratwy, jednakże na każdej tratwie było tak samo zabawnie i wesoło. Czas umilali nam górale, którzy sypali anegdotkami i zagadkami jak z rękawa. Po dopłynięciu do brzegu opiekunowie spotkali się z pierwszym małym buntem. Zaproponowano nam by wejść na Sokolicę. Finalnie na Sokolicę wchodziło 10 osób wraz z dwoma opiekunami. Reszta poszła do miasta. Kolejnym przystankiem była dolina Zimnej Wody W Jaworkach. Na wędrówkę w palącym słońcu zdecydowało się tym razem trochę więcej osób niż poprzednio. Reszta czekała na polanie grając w kultową mafię. Dzień 9 Rano znowu pojechaliśmy do Zakopanego by zdobyć kolejny szczyt, tym razem Gubałówkę. Zdołaliśmy wejść na górę wyjątkowo szybko. Pogoda pozwoliła nam na podziwianie wspaniałych oraz malowniczych widoków. Po chwili odpoczynku wyruszyliśmy razem w stronę Butorowego Wierchu. Stamtąd zjechaliśmy kolejką krzesełkową do Zakopanego. Zjazd był dość długi, jednakże pozwoliło to na zregenerowanie sił i relaksowanie się w otoczeniu przyrody. W zatłoczonej Łodzi nie moglibyśmy doznać takiej ciszy i spokoju. Dalej udaliśmy się na Krupówki, gdzie większość z nas spotkała się na jedzeniu bądź na zakupach. Ostatnim punktem dnia było Sanktuarium na Krzeptówkach. Tam wspólnie się modliliśmy i spacerowaliśmy po ogrodach. Dzień 10 W środę zawędrowaliśmy do Skansenu w Zubrzycy Górnej. Tam z arsenału naszych przyborów plastycznych wyjęliśmy bloki A3 i ołówki. Po wcześniejszym przyspieszonym kursie z perspektywy zbieżnej zabraliśmy się do rysowania tamtejszej architektury pod czujnym okiem pana Leszczyńskiego. Niestety, nasze usilne starania przerwała pani, która zabrała nas na mały spacer po skansenie oraz przybliżyła nam nieco historię tamtych terenów. Po tej lekcji zostaliśmy skierowani do jednego z drewnianych domków i tam czekały na nas materiały do kolejnych kreatywnych zajęć. Tym razem mieliśmy zrobić domki z papieru i je urządzić. Przez chwilę każdy z nas poczuł się znowu jak małe dziecko albo jak architekt przygotowujący makietę do swojego wielkiego projektu. Najlepsze domki trafiły do surowej komisji jury w której zasiadł pan Leszczyński. Po ciężkich chwilach namysłu zostały wybrane najlepsze prace, które miały zostać nagrodzone pysznymi nowotarskimi lodami. Dumni zabraliśmy swoje domki do busika i pojechaliśmy do Sanktuarium Maryjnego w Ludźmierzu. Tam mieliśmy okazję zobaczyć figurę Matki Boskiej Ludźmierskiej, która liczy prawdopodobnie 600 lat. Pospacerowaliśmy również po ogrodzie, gdzie zobaczyliśmy między innymi słynne Wrota Wiary, dzięki którym każdy człowiek może ogłosić swoje odnowienie wiary. Ksiądz z parafii w Ostrowsku zaprosił nas na mszę, zatem po obiedzie wybraliśmy się z gitarami i skrzypcami do kościoła, by tam uczestniczyć w Mszy Świętej. Dzień zakończyliśmy ogniskiem. Śpiewaliśmy, bawiliśmy się, graliśmy w kalambury i przede wszystkim jedliśmy pyszne kiełbaski. Nie obyło się także bez dodatkowych niespodzianek. Kiedy już powoli zmierzchało z naszego ogniska wygonił nas deszcz. Zaczęło padać tak mocno, że nim dobiegliśmy do szkoły nie było na nas suchej nitki. Dzień 11 Ostatni dzień zaczęliśmy od wizyty w Nowym Targu. Tam na początek dostaliśmy zasłużone i obiecane lody, a później udaliśmy się na basen. Po szybkich zakupach wróciliśmy do szkoły. Po południu czekały nas ostatnie artystyczne zmagania tym razem w plenerze. Pan Leszczyński zaprowadził nas na niewielkie wzniesienie, z którego rozciągał się przepiękny widok na góry oraz polany. Malowaliśmy na przekór wiatrowi, który co chwila porywał nam nasze prace bądź przewracał pojemniki z wodą. Na szczęście deszcz spadł dopiero, gdy skończyliśmy nasze pejzaże i spokojnie wróciliśmy na kolację. Wieczorem mieliśmy czas by się spakować, a żeby tradycji stało się zadość ostatnia noc była nocą zieloną. Dzień 12 Po południu 15 lipca wróciliśmy do Łodzi z bagażem wielu wspomnień i przygód. Zawarliśmy nowe znajomości i zdobyliśmy nowe umiejętności. To był wspaniały początek wakacji. Liczymy na to, że za rok spotkamy się w tym samym gronie na następnym wakacyjnym wyjeździe.

Kasia Kaleta

Kolonie na Podhalu - relacja Kasi K.
Kolonie na Podhalu - relacja Kasi K.