Ładowanie strony...
20 października 2014

Koło Biblioteczne na wycieczce w Wiecznym Mieście

Barbara Gajewska

Wczesnym rankiem piątego października pewna grupa osób zebrała się na dworcu Łódź Kaliska...

W związku z 70. rocznicą Bitwy pod Monte Cassino oraz jubileuszem dziesięciolecia działalności Koła Bibliotecznego Sekcja Historyczna Koła Bibliotecznego przygotowała wycieczkę do Włoch. Nie mogliśmy się jej doczekać do tego stopnia, że w umówionym miejscu zebraliśmy się 5 października już o… 4 rano. Do Rzymu dotarliśmy jednak dopiero po ośmiu godzinach. Niektórzy bardzo przeżywali swój pierwszy lot samolotem. Co robi każdy zaspany, zmęczony podróżą turysta? Oczywiście idzie zwiedzać! Przeszliśmy się zatem po Via Appia Antica- najstarszej rzymskej drodze (chyba jedynej drodze o jakości gorszej niż te polskie). To tam zetknęliśmy się po raz pierwszy ze śródziemnomorską roślinnością i starożytną architekturą. Stanowiło to dla nas niezapomniane przeżycie. Drogą tą doszliśmy do Katakumb - podziemnego cmentarza pierwszych chrześcijan. Pani przewodnik dokładnie przedstawiła nam historię tego miejsca. Pozostając w tematyce religijnej udaliśmy się do Papieskiej Arcybazyliki Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie - siedziby pierwszych papieży. (Po drodze spotkaliśmy w metrze dwie czytające Włoszki. Nadaliśmy im tytuł Honorowego Członka Koła Bibliotecznego. Z pewnością się ucieszyły, jednak bariera językowa nie pozwoliła im tego wyrazić.) Bazylika zachwyciła nas swym przepychem i ogromem. Nie bez powodu zalicza się ją do grona czterech bazylik większych. Wieczorem przybyliśmy do Frascati, gdzie jest położony salezjański instytut Villa Sora, w którym nocowaliśmy.

Następnego dnia również stwierdziliśmy, że nie warto się wysypiać. Wczesnym rankiem staliśmy już na Placu Weneckim, podziwiając pomnik Wiktora Emanuela II i Usta Prawdy. Zwiedziliśmy też Koloseum - miejsce walki o życie gladiatorów i chrześcijan. Następny punkt programu stanowiło Forum Romanum (czyli według niektórych ,,najstarszy plac miejski w Rzymie, otoczony sześcioma z siedmiu wzgórz: Kapitolem, Palatynem, Celiusem, Eskwilinem, Wiminałem i Kwirynałem. Główny polityczny, religijny i towarzyski ośrodek starożytnego Rzymu, miejsce odbywania się najważniejszych uroczystości publicznych”, według jednego z uczestników wycieczki natomiast starożytny Bałucki Rynek). Weszliśmy też na Kapitol - jedno z siedmiu wzgórz, na których piętrzy się Rzym. Naszego ataku nie odparła żadna rzymska gęś, więc mogliśmy w spokoju podziwiać z góry piękno stolicy. Za naszymi plecami znajdowała się Bazylika Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego. Oprócz Kapitolu zdobyliśmy Palatyn, gdzie według legendy Roma Lupa wykarmiła Romulusa i Remusa. Znajdowało się tam wiele willi i pałaców cesarskich, zatem oglądaliśmy kilka tysięcy lat starożytnej cywilizacji. Po drodze do Bazyliki św. Pawła za Murami minęliśmy Circus Maximus i Termy. Zdaniem niektórych uczestników ta bazylika papieska należała do najciekawszych zabytków wycieczki. Podziwialiśmy w nim między innymi poczet papieży i piękny ogród. Na zakończenie dnia pojechaliśmy nad Morze Tyrreńskie. Jeden z uczestników był zawiedziony, że nie wziął kąpielówek. Jednak reszta grupy bardzo się cieszyła, śmiała i zbierała muszle (oczywiście oprócz robienia niezliczonej ilości zdjęć).

Trzeciego dnia postanowiliśmy pojechać na Monte Cassino. Nie mieliśmy tego dnia styczności z tradycją rzymską, jednak stworzyliśmy swoją własną. Zgodnie z nią wstaliśmy jeszcze wcześniej niż poprzednio. Mimo to było warto! Wycieczkę na Monte Cassino śmiało można nazwać najciekawszym dniem naszego wyjazdu. Opinię tę wyrobiliśmy sobie jednak dopiero później… Nasza wyprawa zaczęła się od poszukiwania właściwego przystanku autobusowego. Przechodnie odsyłali nas w dwa różne miejsca. Poszliśmy na „chybił trafił” i oczekiwaliśmy w napięciu. Tak! Przyjechał! Gdy skończyliśmy śmiać się ze szczęścia, zaczęliśmy śmiać się z samych siebie, bowiem oba miejsca postoju, w które nas wysyłano były prawidłowe. Następnie chwile radości ustąpiły miejsca chwilom grozy, gdy jechaliśmy tuż nad przepaścią. Gdy wysiedliśmy, zwiedziliśmy piękną świątynię. Udaliśmy się też do multimedialnego muzeum, gdzie bardzo drobiazgowo poznaliśmy przebieg bitwy. Przeszliśmy z niego na cmentarz wojskowy wybudowany na planie krzyża, gdzie jeden z uczestników wycieczki odnalazł grób pradziadka. Jednak najważniejsze - sklepik z pamiątkami - miało dopiero nadejść… Sklepik ten wzbudził chyba największe emocje. Ups! Pomyłka! Zapomniałem o zjeździe. Wiem, wspominałem już o przepaści… Dodałem do tego 60 km/h na zakręcie, a 80 na prostej drodze? Zwykły bus, lecz niektórzy przeżyli to bardziej niż swoją pierwszą podróż samolotem. Gdy wróciliśmy, byliśmy zbyt zmęczeni, by cokolwiek czuć. Nie był to jednak koniec atrakcji. Czekały nas jeszcze Legendarne Naleśniki Kamila.

Według utartego schematu zdanie to powinno traktować o pobudce następnego dnia. Ucieszyliśmy się z pory wstawania. Nie, nie wyspaliśmy się przyzwoicie- aż takie cuda się nie zdarzają. Tego dnia miał miejsce inny cud - spotkanie z papieżem na audiencji generalnej. Oglądanie głowy Kościoła na żywo, z odległości kilku metrów stanowi teraz niezapomniane wspomnienie. Podczas powitania pielgrzymów odczytano nas nawet jako Koło Biblioteczne Zespołu Szkół Salezjańskich w Łodzi. Po zakończeniu audiencji zwiedziliśmy Panteon i Fontannę di Trevi, gdzie uratowaliśmy pewną miła panią przed padnięciem ofiarą kradzieży. Uniesieni własnym bohaterstwem przeszliśmy na plac Navona. Następnie zwiedziliśmy Piazza di Spagna, Schody Hiszpańskie i kościół Trinita del Monti. Później udaliśmy się na Pincio i Piazza del Popolo - wieloletnie miejsce publicznych egzekucji. Spotkaliśmy tam kata współczesnej muzyki - Justina Biebera.

W Watykanie spodobało nam się tak bardzo, że następnego dnia postanowiliśmy tam wrócić. Niestety nie spotkaliśmy już papieża (Biebera na szczęście też nie), lecz nasza decyzja się opłaciła. Zwiedziliśmy Zamek Świętego Anioła, Bazylikę Santa Maria in Trastevere i Muzea Watykańskie z ogromem znanych dzieł sztuki. Ich część stanowi Kaplica Sykstyńska. Wisienkę na torcie stanowiła Bazylika św. Piotra - największa świątynia na świecie. Zachwyciła nas swym bogatym zdobnictwem, znanymi dziełami sztuki, ogromnym rozmiarem oraz, przede wszystkim, tarasem widokowym, na który niełatwo było się dostać, jeśli zrezygnowało się z windy. Wieża bazyliki była już którymś z kolei punktem widokowym na wycieczce, lecz Rzym wywarł na nas tak wielkie wrażenie, że musieliśmy na nią wejść! Ten moment będziemy pamiętać przez długie lata. Mimo to stwierdziliśmy, że to nie może być koniec wrażeń na dziś. W związku z tym postanowiliśmy… się zgubić. W końcu to ostatni dzień zwiedzania, zatem trzeba go ubarwić!

Nazajutrz nic nie zwiedzaliśmy, jednak nie oznaczało to długiego snu. Przecież tradycja to tradycja! Wczesna pora wstawania posiadała jednak swoje plusy. Mieliśmy więcej czasu na dzielenie się wrażeniami, a było co wspominać! Droga upłynęła nam bardzo wesoło (i zdjęciowo - to druga tradycja) .

Dzień siódmy. Wyspaliśmy się! Ciałem jesteśmy w Łodzi, lecz duchem dalej zwiedzamy Włochy. W głowie mnożą się świeże wspomnienia. Myślimy o sympatycznym pracowniku pizzerii pochodzącym z Podkarpacia, który opowiedział nam o włoskich realiach życia. Ciągle przychodzi na myśl obraz sympatycznego handlarza bransoletek, któremu zapłaciliśmy właśnie za charakter, a nie za wątpliwej jakości produkt. Wciąż śmiejemy się z ,,małego feng shui w doniczce” (chodzi o drzewko bonsai). Oglądając zdjęcia, zatrzymujemy drugi raz metro, bo jeden uczestnik został. Zasypiając, machamy papieżowi, odbywamy pierwszy (albo osiemnasty) lot samolotem i walczymy z oszustami. Próbujemy też znów poczuć brak Internetu, ale nam nie wychodzi… Między wspomnieniami planujemy następną wycieczkę. Jeśli chcesz na w niej uczestniczyć, wstąp w nasze szeregi!

Piotr Pieszyński