Kronika zimowiska "Lachtal 2014"

Kronika zimowiska "Lachtal 2014". Zapraszamy do lektury ;)

Maria Skurska

23 stycznia 2014 r.

Kronika zimowiska "Lachtal 2014". Zapraszamy do lektury ;) Dzień 1 (sobota) Nie napiszę, że zostawiliśmy za sobą Polskę z jej brzydką pogodą, nie napiszę ani słowa o Czechach lub Słowacji. Prawda jest taka, że nie mam pojęcia jak się tu dostałem. Noc była ciemna, pochmurna, a autokar był jedynym źródłem światła. Wsiadłem do niego chcąc się ogrzać i nieopatrznie zapadłem w sen. Gdy się obudziłem, we znaki dawały mi się standardowe przypadłości związane z długotrwałym przebywaniem w pozycji „fotel dentystyczny”, oznacza to, że powróciła skolioza lordoidalna i ból związany ze zwyrodnieniem kręgów na odcinku szyjno-życiowym. Miejsce w którym się znalazłem było jakby znajome. Góry, lasy, drzewa w lasach, więcej lasów, jeszcze parę gór, chrzęst wiatru i trzask zamarzniętej bielizny. Jako, że mój naturalny system hydrauliczny był nękany przez ostatnie dziewięć godzin nadmiarem płynów pierwsze swoje kroki skierowałem do ustępu. Tam opróżniłem plastikowe butelki wypełnione słodkimi napojami i mój krwioobieg znów mógł prawidłowo funkcjonować zwolniony z nadmiernego ciężaru (a o czym wyście myśleli?). Ostrożnie zbliżając się do tubylców zadałem pytanie: „Gdzie ja jestem?” w ogólnie przyjętej gwarze – „Patrzcie mi na usta. Where… Ja… być… here?” W odpowiedzi usłyszałem, o zgrozo, „szprechanie”. To jest to miejsce, kraj, w którym mówią po niemiecku, ale to nie Niemcy, a ulubione miejsce szkółek narciarskich i snowboardzistów, gdzie ziemia wyróżnione jest tysiącami wybitych zębów. Jestem w Lachtal! W ręku mam długopis, a przed sobą kronikę. Wszystko układa się w całość, poza jednym: gdzie się podział cały śnieg? Dzień 2 (niedziela) Gruby całun mgły stworzył barierę nie do przebycia dla promieni słonecznych, dlatego większość z nas obudziła się co najmniej przygnębiona. Wspaniałe (bo przygotowane przez nas) śniadanie zmieniło ten fakt, głównie za sprawą mleka prosto od krowy (które wprowadziło mnie niemal w euforię). W drodze na stok niemałe przerażenie budził w nas brak śniegu, co jak wiadomo jest najgorszym koszmarem narciarza. Na szczęście specjalnie skonstruowane do tego urządzenia zadbały o pokrycie stoku do uprawiania narciarstwa. Innym problemem była wszechobecna mgła (lub to tylko moje halucynacje wywołane krowim mlekiem). Mając w pamięci film i opowiadanie Stephena Kinga wypatrywałem potworów wychodzących z mgły. Jednak jedyną rzeczą, jaka wyłoniła się z mgły, była szkółka narciarska. Same zjazdy odbyły się bez większych komplikacji, z wyjątkiem jednej koleżanki, która jechała tak szybko, że zostawiła w tyle narty. W drodze na miejsce noclegowe zatrzymaliśmy się na Mszę św. w Pusterwaldzie. Oprócz anielskich głosów naszych koleżanek z chóru na uwagę zasługuje fakt, że po raz pierwszy woda święcona nie zamarzła (swoją drogą używanie kropidła zimą może być niebezpieczne). Wieczorem, po zjedzeniu zupy z martwej kury – rosołu, tylnej części świnki – schabu i zieleniny rozeszliśmy się do pokojów, z wyjątkiem tych, którzy bardzo chcieli odbyć dodatkowy dyżur w kuchni. Dzień 3 (poniedziałek) Otwierając sklejone oczy po długim śnie (no nie aż tak długim) jedyne, co ujrzałem, to biel. Ponieważ nie był to śnieg, było kilka możliwości: mgła i duże zachmurzenie, przywidzenia po mleku od krowy, pasta do zębów na oczach lub lodowate powietrze schodzące z wyższych partii atmosfery przez dziurę ozonową. Ku mojemu zdziwieniu prawdziwa okazała się pozycja pierwsza. Po śniadaniu, w trakcie którego parę osób płakało nad rozlanym mlekiem, a raczej przerzucało winę za jego rozlanie. W drodze na stok, ku naszej uciesze, zaczął padać śnieg. Radość okazała się jednak przedwczesna, gdyż śnieg albo od razu topniał, albo od razu tworzył muldy. Widząc nasz fatalny stan (wilgotność ubrania 100%) przecudowna i wspaniała kadra kierownicza postanowiła sprawić radość tym, którym pieniądze ciążyły w portfelach. Kolejnym bardzo miłym epizodem były urodziny naszej koleżanki Ani. Z tej okazji między narciarzami a snowboardzistami został zakopany topór wojenny. Ponadto jubilatka dostała kubek z niemieckim napisem: „Schön, dass es Dich gibt” (uczcie się niemieckiego!), została także odprawiona Msza św. Po pysznej kolacji udaliśmy się do łóżek. Heju…, a nie, jeszcze życzenia dla jubilatki. Ekhm… Wszystkiego dobrego! Dzień 4 (wtorek) Kochani Lachtalowicze, pomimo dużej odległości od domów rodzinnych, pamiętali o Dniu babci, wysyłając dziesiątki esemesów w sieci zastępczej A1. Po dotarciu na stok starszyzna przekazała dyrektywę o zebraniu się do zdjęcia grupowego na tle malowniczej zaspy. Następnie po raz pierwszy w tym roku naszym oczom ukazał się przepiękny widok gór. Z tego powodu uczestnicy rozwijali zawrotne prędkości i urzeczywistniali swoje najskrytsze marzenia o wietrze we włosach. Oprócz dużej frajdy nawiedziły nas także skutki uboczne szybkiej jazdy w postaci zbitych kolan i przytrzaśniętych rąk. Poszkodowani doczekali się hospitalizacji („mamy EKUZ, poszalejemy!” by Mazur). Na obiad zjedliśmy owoce wczorajszej „bitwy mącznej” – kluski śląskie. Wieczór każdy zagospodarował indywidualnie. Ci, którzy akurat nie odpoczywali po białym szaleństwie spełniali się w kuchni, grali w karty i uskuteczniali żywiołowe dyskusje na wszelakie tematy. Z zeszklonymi oczami i gorączkowymi wypiekami na twarzach zbieramy siły na kolejny dzień katorgi na austriackich stokach. Dzień 5 (środa) Dzień Dziadka! Ksiądz Borys ma urodziny. Przypadek? Każdy zna odpowiedź na to pytanie. Jeszcze rok i to będzie okrągła sumka, także posługi kapłańskiej (20 lat). Okrągła, jak brzuszek x.Andrzeja (z całą sympatią), bądź jak sęki na stole, na którym piszę (albo jak szlag, który mnie zaraz trafi! Do rzeczy człowieku! - przyp. red.). Albo jak słońce, które towarzyszyło nam cały dzień (prawie bezchmurne niebo) i swoim wzejściem podczas już ostatniego lachtalowego obierania ziemniaków wywołało furorę wśród kadry (Furor Teutonicus tak zwany - przyp. red.), która ochała i achała nad tym jakże rzadkim zjawiskiem. Wracając do x.Andrzeja (Chwalmy Pana! W końcu! - przyp. red.), śliczne błyszczące świeczki na jeszcze bardziej błyszczącym torcie Sachera ( tradycyjny tort austriacki – przyp. redaktora), zostały zdmuchnięte przez Jubilata, po czym odśpiewaliśmy Plurimos Annos (z łacińskiego „wiele lat” – przyp. red.), a później bardziej świecko "Sto lat, sto lat" ( z polskiego „sto lat” – przyp. red.). Warte odnotowania są postępy, jakich dokonuje Michał D. w nauce jazdy na snowboardzie (z angielskiego „śnieżny parapet” – przyp. red.). Według niektórych źródeł (inne parapety – przyp. red.) „ogarnia” bardziej niż inni po czterech latach. Radzi się brać autografy. Kolejnym faktem ważnym odnotowania jest otwarcie długo wyczekiwanej trasy czarnej. Niestety, nie rozwiązano problemu długiego wjazdu orczykiem (5 minut 16 sekund – przyp. red.) i krótkiego zjazdu (33 sekundy lub 1 minuta 24 sekundy, zależy od wyboru trasy – przyp. red.). Siedząc w gondoli zaproponowałem pewnemu pociągającemu nosem panu chusteczkę, lecz nie przyjął oferty (nie szprechał po inglese – przyp. red.) i do końca wjazdu raczył nas koncertem dętym na dziurki nosa. Mimo to do tej pory był to najlepszy dzień. Grüsse und Küsse (z niemieckiego „hejutki” – przyp. red.). Dzień 6 (czwartek) Jak to jest, wiadomo! Ciało przeszywa dreszcz, serce zaczyna bić mocniej, źrenice się rozszerzają, a twój umysł podsuwa ci myśli bez ładu i składu. Jak ja nienawidzę poranków! Tak jak dnia poprzedniego pogoda sprzyjała szusowaniu. Brak wiatru i cudowne słońce (rażące jak …, no bardzo jasne, odbijające się od śniegu przez co było jeszcze bardziej…bardzo jasne, a ja do tego mam rozjaśniające gogle-przyp. red.). Po zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy na stok, jak zwykle punktualnie (taa…, chyba według czasu gwiezdnego – przyp. red.). W przerwach między zjazdami degustowaliśmy tradycyjne austriackie potrawy, czyt.: pizza, kurczak z frytkami i tosty ( und traditionelle Germknödel mit jagoden w środkiem, maken na wierzchen und vaniliensosen – przyp. red.). Niestety nastąpił też incydent niemiły. Otóż jeden z naszych towarzyszy, Michał M. alias Mazur, zwiedził pobliskie szuwary i konieczne było użycie bandaża. Jako że pogoda była obiektywnie mówiąc bardzo ładna, wszyscy pojawili się spóźnieni. Podróż powrotną umilał nam film Skyfall. Na kolację podano kurczaka po chińsku, który według niektórych wywrotowych jednostek był okolicznym kotem (prawdziwa chińszczyzna-przyp. red.). Właśnie w tej chwili część obozowiczów wyrusza na wieczorny spacer i ich przyszłość jest wielce niejasna. Hejutki! Dodatek (bo Was lubię-przyp. redaktora) Rodzaje śniegu: -śnieg biały – najczęściej występujący, zimny i biały -śnieg żółty – niczym azbest, na odległość kija nie podchodź -śnieg brązowy – nie to, o czym myślicie! Po prostu ziemia prześwituje, naprawdę! -śnieg czerwony – pozostałości po narciarzach, Panie świeć… -śnieg niewidzialny (kryptośnieg) – tajemnica naukowa, jest niewidzialny, nie posiada właściwości śniegu, występuje tylko w dodatnich temperaturach Dzień 7 (piątek) Za oknem było biało (zaczyna się ambitnie – przyp. red.) Wszystko było spowite we mgle, jak pierwszego dnia, i wszyscy oczekiwali nadejścia wypełzających głów potworów (dzięki uprzejmości Stephen’a King’a – przyp. red.) Później spostrzegliśmy, że spadł śnieg ( a raczej ciągle padał) Jako że był piątek, w naszych jadłospisach nie było miejsca na mięso, co z kolei zaskutkowało histerią i rozpaczą wśród narodu z powodu braku parówek. Podróż na stok umilał nam ponownie agent 007 (nie, to nie był ten pan z „07, zgłoś się”- przyp. red.) A na stoku? Cytując jednego z towarzyszy „śnieg był lipny”. Rzeczywiście nie dało się dobrze jeździć, a wybite zęby bieliły się na stoku (fantazja redaktora – przyp. MS) Jedna z obozowiczek dbała o odpowiednie natlenienie stoku regularnie go orząc. Ponieważ owa uczestniczka zimowiska prosiła o nieujawnianie jej danych w tej kronice, zostaną one wkrótce ujawnione na portalach społecznościowych – przyp.red. Ponadto okazało się, że córka jednego z kelnerów Cafe Hannes zajęła trzecie miejsce w slalomie alpejskim i już wkrótce zobaczymy ją w Soczi. W drodze powrotnej czas umilały nam niekończące się i wielce emocjonujące napisy końcowe filmu „Skyfall” oraz genialny soundtrack . Ponadto mogliśmy ulżyć naszym portfelom w pobliskim sklepie Spar. Po powrocie nadrobiliśmy swoje zaległości w bitwie na śnieżki (tego dnia śniegu znacznie przybyło) Według relacji naocznych świadków została rozpętana I wojna śnieżkowa ( der Erste Schneekrieg – przyp. red.) Hejutki! Dodatek Mulda – dosł. „nierówność na śniegu”. Pochodzi ze starogermańskiego „ die Mulde”, co z kolei pochodzi z anglosaskiego „mild”, co oznacza „łagodny”. Dowodzi to kompletnej niezgodności i braku związku między tymi słowami…, właśnie chciałem obalić własną teorię. Dzień 7. Wszyscy wiedzieli, że ten dzień musi kiedyś nadejść. Dzień, w którym będziemy musieli wstać, by udać się na mszę żałobną. Łzy lały się strumieniami, lecz nie ma zmiłuj i musieliśmy powiedzieć Lachtal „Auf wiedersehen”(z niem. „Do widzenia” pozdrowienie używane w starożytnej Bawarii przez ludzi niewidomych, wyrażające chęć odzyskania owego zmysłu). Po wspomnianej mszy spożyliśmy we względnej ciszy śniadanie, a następnie spakowaliśmy się (no, bo oczywiście dzień wcześniej nikt tego nie zrobił) i odnieśliśmy nasze dobra doczesne do autokaru. Machając gospodarzom i dolinie Pusterwald (której nazwa wywodzi się od słów „puster” i „wald”, co oznacza „pusty las”...zapewne. (To nie jest takie pewne - przypisek MS)). W czasie podróży nie wydarzyło się zbyt wiele. Jedyną niezwykłą rzeczą były abstrakcyjne kształty, jakie po dwóch godzinach jazdy zaczął przyjmować mój kręgosłup. Ponadto, gdy minęliśmy granicę Polski okazało się, że temperatura jest tu aż o piętnaście stopni niższa. Jak podsumować nasz pobyt? No cóż… Amba fatami, bylim w Lachtal i nas nima.

Uczestnicy pod redakcja Filipa Sierakowskiego fot. MS

nasza grupa
nasza grupa
nasz pierwszy spacer
nasz pierwszy spacer
nasza pierwsza msza św.
nasza pierwsza msza św.
pierwsza msza św.
pierwsza msza św.
nasi szafarze
nasi szafarze
pierwsze obieranie ziemniaków
pierwsze obieranie ziemniaków
niedzielna msza św. w kościółku w Pusterwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pusterwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
niedzielna msza św. w kościółku w Pustewrwald
prace przy kluskach śląskich
prace przy kluskach śląskich
efekt naszej pracy
efekt naszej pracy
producenci klusek
producenci klusek
nasza grupa
nasza grupa
nasza grupa
nasza grupa
uczestnicy
uczestnicy
przedstawiciele Ia SLO
przedstawiciele Ia SLO
kadra
kadra
Ala i deska
Ala i deska
odpoczynek na stoku
odpoczynek na stoku
trudno rozpoznać, ale to Adam
trudno rozpoznać, ale to Adam
Ola
Ola
Asia
Asia
szef przy pracach kuchennych
szef przy pracach kuchennych
ruszamy na stok
ruszamy na stok
ruszamy na stok
ruszamy na stok
kadra rusza na stok
kadra rusza na stok
Kasia i Ala
Kasia i Ala
na szczycie
na szczycie
dwie Magdy, Ala i Kasia
dwie Magdy, Ala i Kasia
jaskółeczki
jaskółeczki
najsilniejsza grupa
najsilniejsza grupa
najczęściej kupowany na stoku napój
najczęściej kupowany na stoku napój
sympatyczne narciarki
sympatyczne narciarki
dwie Asie
dwie Asie
radosna Asia
radosna Asia
urodzinowy tort x.Andrzeja
urodzinowy tort x.Andrzeja
nasi gospodarze
nasi gospodarze
pożegnalna msza św.
pożegnalna msza św.
w strefie wi-fi
w strefie wi-fi
pożegnalna msza św.
pożegnalna msza św.
gotowi do powrotu
gotowi do powrotu