2b SLO w Kotlinie Kłodzkiej
W dniach 7-11.06 klasa 2B SLO wraz ze swoją wychowawczynią p. prof. Anną Lauk-Żuraw oraz p. prof. Dominiką Bugajny przebywała na wycieczce w Kotlinie Kłodzkiej.
Maciej Drewniak
22 czerwca 2016 r.
W dniach 7-11.06 klasa 2B SLO wraz ze swoją wychowawczynią p. prof. Anną Lauk-Żuraw oraz p. prof. Dominiką Bugajny przebywała na wycieczce w Kotlinie Kłodzkiej.
Dzień 1.
We wtorkowy poranek wszyscy zdeklarowani uczestnicy, zachwyceni wizją spędzenia kilku dni poza murami szkoły, zebrali się pod tym właśnie budynkiem. Sprawnie zapakowaliśmy nasze bagaże i usadowiliśmy się w autokarze. Jak się okazało pojazd był wyposażony w zbawienną dla nas klimatyzację, która z pewnością miała wpływ na to, jak mijała nasza podróż. Po drodze zatrzymaliśmy się w Zamku Książ położonym w bardzo malowniczym miejscu niedaleko Wałbrzycha. Zamek, który wyglądał raczej jak pałac, a także okalające go ogrody, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Od naszej pani przewodnik dowiedzieliśmy się m.in. tego, że jest to trzecia największa budowla tego typu, zaraz po Malborku i Wawelu. Zwiedziliśmy bogato zdobione sale i salony, a także tunele wybudowane przez Niemców w czasie II Wojny Światowej, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed godziną 17 dotarliśmy do naszej "bazy wypadowej" położonej w Kletnie i po szybkim przydziale pokoi zjedliśmy całkiem smaczny obiad, po którym mieliśmy czas na odpoczynek albo jak kto wolał aktywność fizyczną w postaci gry w piłkę. Wieczorem wszyscy zgromadziliśmy się w świetlicy i graliśmy wspólnie w Mafię, Taboo, Prawo Dżungli, a także w bilard lub tenisa stołowego (oczywiście już w mniejszym gronie), po czym posłusznie, dokładnie o godzinie 23 udaliśmy się do swoich pokoi i oddaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Dzień 2.
Środę zaczęliśmy śniadaniem, po którym wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy do Skalnego Miasta położonego w Czechach. Jest to kompleks skalny, tworzący jedyny w swoim rodzaju labirynt powstały z piaskowców. Na przestrzeni wielu milionów lat, wskutek erozji i działalności rzek i strumieni skały zostały ukształtowane w niesamowite, pionowe formy, w których zwiedzający widzą ludzkie twarze, zwierzęta, bądź przeróżne przedmioty. Pogoda na szczęście nam sprzyjała, więc przemierzenie najdłuższej trasy widokowej nie sprawiło nam żadnego problemu, a widoki były naprawdę oszałamiające. Po powrocie do domu i zjedzeniu obiadu ponownie był czas na odpoczynek lub aktywność na boisku. Wieczorem chętni mogli się porządnie zmęczyć tańcząc zumbę. Później mieliśmy jeszcze trochę czasu na gry planszowe itp. O godzinie 23 większość z nas znalazła się w swoich pokojach, oprócz kilku chłopców, którzy doskonalili swoje umiejętności gry w bilard do "późnych" godzin nocnych.
Dzień 3.
Na ten dzień zaplanowana była wyprawa na Śnieżnik, więc po śniadaniu, podjechaliśmy kilka kilometrów i wraz z przewodnikiem wyruszyliśmy na podbój 1425-metrowego szczytu. Szlak był dosyć zróżnicowany, czasami łagodny, a miejscami pojawiały się konary i dosyć spore kamienie utrudniające przejście. Po mniej więcej 2 godzinach doszliśmy do schroniska, w którym zrobiliśmy krótką przerwę na odpoczynek, po którym grupa największych śmiałków wraz z przewodnikiem opuściła budynek, w którym zostały osoby potrzebujące więcej odpoczynku. W drodze na szczyt nie było już drzew, więc ci odważni mieli sposobność podziwiania bajecznych widoków oraz zrobienia kilku zdjęć. Po powrocie do schroniska i przerwie udaliśmy się w drogę powrotną, częściowo zmieniając szlak, aby jak najszybciej wrócić do domu na obiad. Gdy dochodziliśmy na parking, na którym miał czekać na nas autobus, dwójka uczniów mijając stragany, zapytała o legendarne Diabełki. Ku ich uciesze okazały się one wciąż dostępne na rynku, więc zakupione zostały dwie paczki tegoż produktu. Gdy otworzyli opakowania, na ich twarzy można było ujrzeć mieszankę szczęścia spowodowanego swego rodzaju powrotem do okresu dzieciństwa, ale także objawy zażenowania, ponieważ jak się okazało proces technologiczny, z którego korzystano podczas produkcji tychże Diabełków uległ znacznej modyfikacji, która w ich ocenie była zbędna i szkodząca produktowi. Po powrocie do domu i skonsumowaniu obiadu, pojechaliśmy na krótką wycieczkę do uzdrowiska w Lądku-Zdroju. Wieczorem zebraliśmy się wszyscy wokół ogniska, na którym oprócz klasycznych kiełbasek, znalazły się również wcześniej przygotowane (jak to powiedział pan przewodnik: z zegarmistrzowską precyzją) przez dwójkę uczniów cukinie, które dla większości były całkiem dobrym dodatkiem. Po ognisku odbyła się gra w uwielbiane przez naszą klasę podchody, podczas których wykonywaliśmy ciekawe i zaskakujące kreatywnością organizatorów zadania.
Dzień 4.
Piątek rozpoczęliśmy klasycznym śniadaniem, po którym pojechaliśmy do niedaleko położonych Stroni Śląskich w celu zwiedzenia Muzeum Minerałów oraz Huty Szkła Violetta. Zwiedzanie huty nie polegało na zwykłym podziwianiu wystaw, a na obserwowaniu ludzi pracujących w tym zakładzie. Podczas oglądania pracy hutników musieliśmy być bardzo ostrożni, gdyż przechodziliśmy obok pieców rozgrzanych nawet do ponad 1000°C i nie chcieliśmy zrobić sobie krzywdy albo przeszkadzać pracownikom. Na koniec można było wstąpić do sklepu firmowego i zakupić szklane bądź kryształowe, piękne wyroby. Wróciliśmy do naszego pensjonatu, zjedliśmy obiad, chwilę odpoczęliśmy i znowu wsiedliśmy do autokaru w celu udania się pod granicę polsko-czeską, gdzie mieliśmy zdobyć drugi, nieco już niższy szczyt - Górę Borówkową położoną w Górach Złotych. Szlak był całkiem łagodny, w dużej mierze prowadził przez las, więc na widoki nie mięliśmy co liczyć, nawet na szczycie. Na szczęście znajdowała się tam wieża widokowa, z której można było podziwiać okolicę. Po powrocie zjedliśmy kolację, po której wszyscy zgromadziliśmy się na stołówce i graliśmy w „4 krzesła” i kalambury. Tego dnia godzina ciszy nocnej została przesunięta "aż" o godzinę tj. na 24. Oczywiście wszyscy, bez wyjątku zastosowali się do tego przepisu i gdy północ wybiła, na pierwszym piętrze zapanowała grobowa cisza.
Dzień 5.
Sobotni, ostatni dzień wycieczki zaczęliśmy typowo (chodzi o śniadanie), po czym musieliśmy się szybko spakować i doprowadzić pokoje do względnego porządku. Około godziny 10, gdy już wszyscy dotarli z bagażami do autokaru, wyruszyliśmy w drogę powrotną, podczaj której zajechaliśmy do Twierdzy Srebrnogórskiej wzniesionej w XVIII wieku. Do Łodzi dotarliśmy przed godziną 18 i w bardzo dobrych humorach rozeszliśmy się do swoich domów.